Três poemas de Czesław Miłosz: Parábola sobre a papoula, Campo di Fiori e Um pobre cristão olha para o gueto (Przypowieść o maku, Campo di Fiori, Biedny chrześcijanin patrzy na getto)

Share Embed


Descrição do Produto



O presente trabalho foi realizado com apoio do CNPq, Conselho Nacional de Desenvolvimento Científico e Tecnológico – Brasil.
Os poemas aqui traduzidos contaram com a cuidadosa revisão e sugestões de Eneida Favre, a quem o tradutor agradece.
Professor de literatura polonesa na UFPR, doutorando em literatura na UFSC.
Três poemas de Czesław Miłosz –

tradução Piotr Kilanowski


Przypowieść o maku

Na ziarnku maku, stoi mały dom
pieski szczekają na księżyc makowy
i nigdy jeszcze tym makowym psom,
że jest świat większy nie przyszło do głowy

Ziemia to ziarnko na prawdę nic więcej,
a inne ziarnka - planety i gwiazdy,
a choć ich będzie chyba sto tysięcy
domek z ogrodem, może stać na każdej

Wszystko w makówce, mak rośnie w ogrodzie
dzieci biegają i mak się kołysze,
a wieczorami o księżyca wschodzie,
psy gdzieś szczekają to głośniej, to ciszej
Parábola sobre o grão de papoula

Fica a casinha no grão de papoula,
para a lua de papoula latem os cachorros
e nunca pensaram os cães de papoula
que há um mundo maior trás os morros.

A Terra não é mais que um grãozinho,
outros grãozinhos – planetas e astros,
e nem que fossem quase um milhãozinho,
em cada cabe uma casinha com horto.

E tudo está na cabeça de papoula,
que no jardim com os passos balança
e, vindo a noite, quando a lua rola
ladram os cães, ora alto, ora manso


Campo di Fiori

W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.

Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.

Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.

Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

Morał ktoś może wyczyta,
że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.

Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.

Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.

I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.

Warszawa - Wielkanoc, 1943

Campo di Fiori

Em Roma no Campo di Fiori
As cestas de limões e azeitonas,
A calçada respingada com vinho
E as flores despedaçadas.
Os frutos do mar rosados,
Os feirantes espalham nas mesas,
As pencas de uvas escuras
Resvalam na penugem dos pêssegos.

Foi aqui, justo nesta praça
Que queimaram Giordano Bruno
O algoz acendeu a pira
Cercado por turba curiosa.
E assim que baixaram as chamas
Já estavam cheias as tabernas,
Levavam nas cabeças, os feirantes,
As cestas de limões e azeitonas.

Lembrei-me do Campo di Fiori
Junto ao carrossel em Varsóvia,
Na tardinha de primavera
Ao som de uma canção saltitante.
As salvas trás o muro do Gueto
A canção saltitante abafava
E casais lá no alto voavam
No céu sereno e limpo.

O vento das casas em chamas
Trazia pipas negras às vezes,
Pegavam no ar os retalhos
Os que iam no carrossel.
As saias, às moças levantava
O vento das casas em chamas,
E ria o povo alegre
No lindo domingo de Varsóvia.

A moral, alguém interpreta,
Que o povo varsoviano ou romano
Negocia, diverte-se, ama
Passando por piras de mártires.
Outro a moral interpreta
Que fugazes são as coisas humanas
Que o esquecimento já cresce
Quando nem se apagaram as chamas

Mas eu naquela hora pensava
Na solidão dos que morrem.
Pensava que quando Giordano
No cadafalso subia,
Não achou em língua humana
Nenhuma palavra adequada,
Pra dar adeus à humanidade,
À humanidade que fica.

Já iam entornar os cântaros,
Vender as estrelas do mar brancas,
As cestas de limões e azeitonas,
Levavam na algazarra alegre.
E ele estava deles distante,
Como séculos tivessem passado,
E eles esperassem um momento
Para vê-lo voando das chamas

E aqueles, morrendo solitários,
Pelo mundo já esquecidos,
Nossa língua agora estranham
Como a língua de um planeta antigo.
Tudo será lenda um dia
E então, muitos anos passados
Causará a palavra do poeta
A rebelião num novo Campo di Fiori

Varsóvia – Páscoa, 1943


BIEDNY CHRZEŚCIJANIN PATRZY NA GHETTO

Pszczoły obudowują czerwoną wątrobę
Mrówki obudowują czarną kość
Rozpoczyna się rodzieranie, deptanie jedwabi,
Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu,
srebra, pian
Gipsowych, blach, strun, trąbek, kiści, kul, kryształów -
Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian
Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie.

Pszczoły obudowują plastry płuc
Mrówki obudowują białą kość,
Rozdzierany jest papier, kauczuk, płótno, skóra, len
Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łuska, druty
Wali się w ogniu dach, ściana i żar ogarnia fundament.
Jest już tylko piaszczysta, zdeptana z jednym drzewem bez liści
Ziemia

Powoli, drążąc tunel posuwa się strażnik – kret
Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole
Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej
Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze
Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy
Pszczoły obudowują czerwony ślad
Mrówki obudowują miejsce po moim ciele.


Boję się, tak się boję strażnika - kreta.
Jego powieka obrzmiała jak u patriarchy,
Który siadywał dużo w blasku świec
Czytając wielką księgę gatunku.




Cóż powiem mu, ja, Żyd Nowego Testamentu
Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa?
Może rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu
I policzy mnie między pomocników śmierci
Nieobrzezanych.



Um pobre cristão olha para o gueto

As abelhas circundam o fígado vermelho
As formigas circundam o osso negro
Começa o rasgar, o pisotear das sedas,
Começa o quebrar de vidro, madeira, cobre, niquel, prata, espumas
De gesso, latão, cordas, trompetas, pencas, esferas, cristais –
Crac! O fogo fosfórico das paredes amarelas
Devora o pelo humano e animal.


As abelhas circundam os favos dos pulmões
As formigas circundam o osso branco,
Rasga-se papel, borracha, pano, pele, linho
Fibras, tecidos, celulose, cabelo, escama de serpente, fios
Desaba no fogo o telhado, a parede e
a brasa toma o fundamento
Só existe a arenosa, pisoteada, com apenas uma árvore sem folhas,
Terra

Lentamente, cavando o túnel, move-se o guardião– toupeira
Com uma pequena lanterna vermelha presa na testa.
Toca os corpos sepultados, conta, desbrava o caminho adiante,
Diferencia as cinzas humanas pelo halo iridescente,
As cinzas de cada ser humano pela cor diferente do arco-íris.
As abelhas circundam o rastro vermelho,
As formigas circundam o lugar que foi do meu corpo.

Temo, sim, temo muito o guardião –toupeira.
Sua pálpebra túrgida como a de um patriarca,
Que se sentava amiúde ao brilho das velas
Lendo o grande livro da espécie.

O que lhe direi, eu, o Judeu do Novo Testamento
Que espera há dois mil anos o retorno de Cristo?
Talvez o corpo dilacerado me entregue à sua mirada
E ele me contará entre os ajudantes da morte:
Os Incircuncidados.




Lihat lebih banyak...

Comentários

Copyright © 2017 DADOSPDF Inc.