Do archiwum egzystencji

August 10, 2017 | Autor: Anka Grupinska | Categoria: Portraits
Share Embed


Descrição do Produto

Anka GRUPIŃSKA

Do Archiwum Egzystencji

(Michałowi) 1. To był mały pokoik. Ale i ona była mała. Taka drobna, krucha, delikatna, adina. Miała piękne, mocne ręce — trochę kościste, białe zawsze, trochę stare — małe, szlachetne dłonie. Z papierosem w palcach. Dłoń zamykała twarz, zasłaniała prawie całą. Właściwie ciasna przestrzeń. Jeden stolik. Dwa krzesła. Siadała przodem do okna. Ja tyłem. Wyraźnie widziałam jej twarz. Światło rysowało zmęczoną bardzo. Odbijało się w szkłach. Dym przeszkadzał widzieć — trochę jej, trochę mnie. Białe drzwi nigdy się nie domykały. Inka opowiadała do mnie. Mówiła z siebie. Rozmawiała za innych. Chrapliwym głosem, przerywanym kaszlem, opowiadała przeszłość. Przynosiłam herbatę, zwykłą, czarną. Siadałyśmy na krzesłach: ona twarzą do okna, ja: twarzą do niej. Słuchałam najłagodniej. Z czasem podobnie układałam ręce, podobnie trzymałam papierosa. 2. W listopadzie 1992, w środę, czekała na mnie od wczesnego rana. Siedziała na brzeżku krzesła, gotowa do trudnej podróży. Czas było jechać. Droga do Hajfy jest szybka. Jakoś nie rozmawiałyśmy — ja się spieszyłam, Inka milczała. Za Hajfą powiedziała, że jest bardzo głodna, że zjadłaby bajgiełka. Milczałyśmy do celu. Wysoki płot, ciężka brama, druty wokół — dawniej w kibucu drzwi nie miały kluczy. Obco jej tam było. Obca była. Nie umiała bronić swego wyboru, nie rozumiała ich świata. Chciała wracać. Nie do Tel Awiwu. Wracać, już, do Polski, na Lelechowską, do stolika z popielniczką, piętrowego łóżka, które dzieliła z wnukiem, do szarego światła zza szyby. 3. Pytała o Krysię. Nikt o Krysi nie umiał nic powiedzieć. Nie mieli z nią specjalnego kontaktu. Krysia była dziwna, taka hałaśliwa, taka postrzelona. Chodziła własnymi drogami. Trochę za bardzo kleiła się do cudzych mężczyzn; swojego nigdy nie miała. Nie pasowała do kibucu. Uciekła do Tel Awiwu. Zamknęła się w jakimś ciasnym mieszkanku i jakoś im zniknęła. Nie przyjeżdżała w odwiedziny, nikt jej nie odwiedzał. Im starsza była, tym bardziej dziwna, wyzywająca nawet. Strasznie mocno się malowała, i tak nieładnie: szerokie, czerwone usta, trochę krzywe, i bardzo czarne oczy, jakoś przerażające. 4. Inka nie mogła wrócić z pustymi rękami. Dwie córki, czworo wnucząt. Doktor Handelsaltz, daleki kuzyn — jedyny bliski, powiedział Chanie, i Eli, i Michałowi, i Rinie, i jeszcze kilku osobom, że Inka nie może wrócić z pustymi rękami. Zbieraliśmy sweterki za małe, spodnie za krótkie, bluzki sfilcowane, kurtki niemodne. Zbieraliśmy do starych walizek, toreb podróżnych i toreb podręcznych. Inka nie wróciła z pustymi rękami. 5. Matka była piękną kobietą. I wykształconą. Studiowała medycynę na Sorbonie, skończyła biologię w Warszawie. Przez 25 lat była dyrektorką żydowskiej szkoły dla dziewcząt. Nie chciała wyjechać do Palestyny, bo nie była syjonistką. Inka starą matkę miała pod swoją opieką. 29 lipca była w szpitalu, jak co dzień. Kiedy przyszła do domu, nikogo już nie było. Tylko kartka została: „Miód zapłacony, bony wycięte. Nie popełnij żadnych głupstw. Całuję Was”. Całe popołudnie, całą noc Inka biegała po ludziach, żeby ktoś poszedł na plac, żeby spróbował matkę zwolnić. Tylko Makower odważył się tam pójść, był lekarzem policyjnym. Poszedł o 5 rano, ale było już za późno. Ci ludzie poszli prosto do wagonów. 6. Ojca spotkała po 43 latach. W Izraelu w 1970 roku. Pojechała z pielgrzymką na Boże Narodzenie, z Paryża, z wizą na kartce. Inaczej bolszewików i ojciec musiał wyjechać. Spotykała go z mamą na kongresach syjonistycznych w Europie. A potem dopiero po 43 latach, w Izraelu.

205

WOJNA

wtedy nie można było. Pojechała na trzy dni. Przed wojną ojciec był nansenowcem. A w 1920 roku uznano ich w Polsce za przyjaciół

wojna2b.indd 205

2006-03-20 12:04:13

7. To było jeszcze przed zamknięciem getta, przyszła do szpitala w takiej bardzo ładnej, przedwojennej garsonce z krepy. To ważne, że z krepy, bo tego materiału nie można moczyć. Przez okno zobaczyła Marka. Podlewał trawnik. Marek zobaczył Inkę i spokojnie skierował wąż w jej stronę. To był parter, Inka wyskoczyła i zaczęła bić się z Markiem na trawniku. W całkiem mokrej garsonce z krepy. Pamiętała tę historię, bo stary człowiek od środka jest taki sam jak dawniej. A może pamiętała tę historię, bo jej życie od niego zależało. 8. Była lekarzem dla dzieci. W getcie, w szpitalu, opiekowała się gettowymi dziećmi. One były inne niż wszystkie. W ogóle nie dziecięce. Nawet te najmłodsze. Kiedyś słyszała, jak mówią: oni się chyba boją i dlatego chcą być razem z nami, oni są jak dzieci, nic nie rozumieją, bo oni jeszcze nigdy nie umierali z głodu. Tak te dzieci mówiły o niej i o innych dorosłych w szpitalu w getcie. Śmierci wszyscy się bali, tej drogi do śmierci, tego czekania na umieranie. Dzieci bały się nie mniej niż dorośli. Inka robiła dzieciom zastrzyki z morfiny. Te zastrzyki zabijały strach, łagodziły umieranie. 9. Bernard był stary, tak się wtedy mówiło. Stary, bo miał ponad 40 lat. Nie był w getcie, jak inni ważni partyjni ukrywał się za murami. Spotkała go przed powstaniem, ale już po drugiej stronie. Był duży i ciepły, i bardzo pewny siebie. Bezpiecznie było wtulić się na chwilę. Czuła, że opiekuje się nią bardziej niż innymi. Chowała się w tej jego dobroci, bardzo jej potrzebowała. Już po wszystkim nie chciała z nim wyjechać. 10. 1 sierpnia mieszkała na Miodowej, z Alą i Zosią. Szpital ulokował się w suterynie tego domu. Poszła do komendanta i ujawniła się — powiedziała, że jest Żydówką, że jest lekarzem. Była w szpitalu do końca. Została tylko z Alą, bo wszyscy zginęli — cały personel. Przedarły się kanałami do Śródmieścia, żeby załatwić jakieś miejsce dla rannych. Ale wrócić już nie mogły — w kanałach trudno chodzić w dwie strony. W styczniu, po wszystkim, Inka poszła na Miodową i znalazła zwęglone zwłoki na łóżkach. (Niemcy spalili tych, którzy zostali.) Z Warszawy wyszła dopiero 11 października, z przepustką dla pielęgniarki i dla 12 rannych. Konwojowała ich do szpitala Czerwonego Krzyża w Milanówku. Sama poszła, nie ze szpitalem z Mokotowskiej. Bo ją ktoś ostrzegł, że ludzie gadają, że ona, ta jej pielęgniarka i ci ranni, że to wszystko Żydzi. 11. Mąż, ten drugi, polski mąż, akowiec, w ’68 uwierzył w różnicę między antysyjonizmem a antysemityzmem. Poznała go w powstaniu, był starostą Warszawy–Północ. Ślub był powstańczy, szybki. Po wojnie długo szukali swojego miejsca. Rozstawali się przez wszystkie lata. Inka zawsze była sama. 12. Chyba nie lubiła mężczyzn. Nigdy, żaden nie był dość dobry. Przyjaźniła się z kobietami. Marysi z niebieskimi oczami nie widywała często. Raz odwiedziła ją w Nowym Jorku. Kiedyś w Szwecji odwiedziła Helę. W getcie były bardzo blisko. Potem, w Szwecji, Hela obraziła się, bo Inka rozbiła jakiś wazon. Z Tosią pisała zawsze. Pani Irena mieszkała kilka ulic obok. Czasem się spotykały, ale o wojnie nie mówiły. Zawsze podziwiała Celinę. Z Alą była blisko od czasu mieszkania za murem. Inka opiekowała się wtedy Alą. Potem, wiele lat później, Ala bardzo pomagała Ince. Jednak najważniejsza była doktor Anna Margolis. W szpitalu na Umschlagplatzu i potem, po wojnie, w Łagiewnikach. Inka bardzo tęskniła za panią Anną, kiedy była daleko w Szczecinie. Pisała długie listy, staranne litery, niebieski atrament. Inka zawsze pisała listy, bo wszystkie najbliższe były daleko. 13. Właściwie nigdy nie myślała o wyjeździe. Po wojnie ani przez chwilę nie przyszło jej to do głowy. Przecież była tu u siebie. Co innego syjoniści — oni i bez wojny by wyjechali, ale ona była u siebie. Była Polką i Żydówką, była Żydówką polską. Potem, w ’68 wyjechała większość jej przyjaciół. Ludzie tacy jak ona: którzy mówili, myśleli i czuli po polsku. Ale Inka nie chciała, myślała (jak inni Polacy), że złu trzeba przeciwstawiać się tu, na miejscu. 14. Leżała na łóżku od kilkunastu godzin. Właściwie klęczała w kłębek zwinięta. Morfina działała coraz krócej. Leżała na dolnym łóżku. (Na górnym w nocy spał wnuk.) Siedziałam obok, na krześle, bokiem do światła. Słuchałam najuważniej. Mówiła krótkimi zdaniami, tymi samymi słowami, przestawała, żeby odpocząć. Nic nie było gotowe, nic nie było skończone, nic nie było warte, wszystko poza bólem — nieprawdziwe. Chciała już odejść, i bardzo chciała, żeby więcej nie bolało. Bała się bólu — tego, który był i tego, który jest. Chciała umrzeć.

marzec 2005

wojna2b.indd 206

2006-03-20 12:04:13

Lihat lebih banyak...

Comentários

Copyright © 2017 DADOSPDF Inc.